W miniony weekend w Poznaniu odbył się największy w Polsce festiwal fantastyki. Po raz siedemnasty Pyrkon otworzył swoje podwoje dla wszystkich fanów mangi, komiksów, literatury, filmów, gier, cosplayów i gadżeciarzy. Chociaż z niecierpliwością czekaliśmy na to święto, to ze smutkiem przyznajemy, że w tym roku czegoś nam brakowało.
Gdy myślę o Pyrkonie, widzę zawsze parady uśmiechniętych cosplayerów, atmosferę wzajemnej życzliwości i wspólnoty, szalone korowody i atrakcje fandomowe, przepełnione salki z prelekcjami, w których siedzi się na podłodze, by wysłuchać najbardziej interesujących wykładów. Wiecie, całą tę magię, która ładuje akumulatory na następny rok. W tym roku coś się „popsuło” i nie jest to bynajmniej tylko nasze odczucie. Brakowało nam dokładnie tego wszystkiego, co wyżej. Owszem, cosplayerzy byli, ale nie widzieliśmy nikogo, kto wywoływałby większe emocje. Poziom wykonania strojów też się obniżył, co doskonale można było zobaczyć na Maskaradzie. Wyróżnione przez jury stroje były przyzwoite, ale to nie był poziom znany z poprzednich edycji (Garrusie, gdzie jesteś?).
Na pewno cieszył widok większej ilości osób, które akcentowały na wszystkie możliwe sposoby przynależność do danego fandomu, natomiast odczuliśmy jakby brak powszechnej radości i charakterystycznego dla Pyrkonu luzu. Atmosfera festiwalu przekształciła się bardziej w atmosferę targów popkultury, w trakcie których można było upolować rzadkie komiksy czy inne gadżety, obejrzeć kilka wystaw (tu wyraźnie brakowało bardziej rozbudowanych wiosek fandomowych, które w poprzedniej edycji zajmowały całą halę), zagrać w planszówki i wypić piwo pod szaroburym niebem. Rozumiem, że ze względów bezpieczeństwa nie udostępniono sal wykładowych i samej Maskarady wszystkim chętnym (znów trzeba było rezerwować miejsce przed Pykonem), ale przez to zniknął ów fajny klimat konwentu, ścisku i tłumu, który dawał poczucie wspólnoty z innymi pasjonatami tematu. Droższe niż w roku ubiegłym ceny biletów (45 zł za samą sobotę!), sprawiły, że wiele osób, zwłaszcza młodych, podarowało sobie przyjazd na festiwal. Niewielu wystawców stać było na porządnie zaprojektowane stoiska, co sugeruje, że podwyżki dotknęły także drugą stronę. Nie tędy droga kochani organizatorzy.
Ale jeśli przymkniemy oko na te większe i mniejsze (kwestia subiektywna) niedostatki, to w dalszym ciągu będziemy potrafili myśleć o tym wydarzeniu pozytywnie. Tylko tutaj w toalecie możecie spotkać Deadpoola i przybić piątkę z Harley Quinn. Tylko tutaj możecie na okrągło, przez całe trzy dni wypożyczać bezpłatnie planszówki i grać ze swoją ekipą, lub dołączyć do zupełnie obcych osób. Tylko na Pyrkonie możesz przebrać się za karton i zostać gwiazdą całej imprezy…
Podczas gdy Arek brał udział w różnych prelekcjach anime i prezentował swój zachwycający miecz ze Sword Art Online, ja ciężko pracowałam z Grześkiem na stoisku (jeszcze nie damogierowym, ale spokojnie, nadrobimy w przyszłym roku). Mimo to udało mi się poznać osobiście przedstawicieli wydawnictw, z którymi do tej pory miałam wyłącznie kontakt mailowy i jestem szczęśliwa, że po drugiej stronie monitora siedzą równie entuzjastyczne osoby jak my. Ostrzę już sobie zęby na piękną Kanagawę od Wydawnictwa Portal i nie mogę się doczekać gry inspirowanej Escape Roomami od Trefla.
Udało mi się też uścisnąć dłoń Jakubowi Ćwiekowi i zdobyć premierowy egzemplarz drugiej części Grimm City, do której nasz przyjaciel Piotrek, tworzył po raz kolejny ilustracje (duma i prestiż!!!111). Spotkałam też sympatyczną grupę Sailor Moon z szarmanckim Tuxedo, kitowców, parę Strażników Galaktyki oraz Jona Snow, który wiedział więcej niż powinien! Zerknęłam także co dzieje się w polskiej strefie gier indie i tu największe wrażenie zrobiła na mnie narracyjna gra Indygo mierząca się z problemem depresji, detektywistyczno-ekonomiczna gra Coffee Noir oraz prototypy gier, nad którymi czuwa Artifex Mundi. Poznałam też sympatycznych chłopaków z Blue Sunset Games :-) Mam nadzieję, że te wszystkie wymienione produkcje będę mogła dla Was za pewien czas zrecenzować.
Oprócz Maskarady odbył się także finał bardzo ważnego dla fanów gier planszowych konkursu, w którym przyznawane są nagrody za najlepsze planszówki ubiegłego roku. Spośród 144 zgłoszonych tytułów jury wybrało następujących zwycięzców:
- Gra roku: „Terraformacja Marsa”
- Gra dla całej rodziny: „Domek„
- Zaawansowana gra roku: „Terraformacja Marsa”
- Gra dla dzieci: „Epoka kamienia Junior”
- Najlepsza tematyczna gra roku: „Star Wars: Rebelia”
- Najlepsza oryginalna grafika: „Scythe”
- Najlepszy debiut roku: „Domek„
- Najlepszy polski autor: Filip Miłuński („CV”, „Słowo stwory”, „Vampire Empire”)
- Nagroda imienia Michała Gościniaka: Adam Badura
Biorąc pod uwagę popularność Terraformacji, zwycięzca mógł być tylko jeden. Miło, że jury doceniło aż dwukrotnie grę Domek, gdyż jest to od początku do końca polska produkcja (którą my sami też lubimy).
Mamy nadzieję, że w przyszłym roku Pyrkon rozkwitnie i że nie da się zdeklasować zbliżającemu się debiutantowi – warszawskiemu Comic Conowi. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszą fotorelacją :-).