Najbardziej lubię, gdy doskonałe serie ewoluują w coś ponadprzeciętnego, coś co sprawia, że czuję się nasycona pod kątem emocjonalnym. Sony Santa Monica zawsze dopieszczało swoje gry, ale to co zrobili z ``God of Warem`` pokazuje, że wciąż potrafią podnosić wyżej poprzeczkę i zaskakiwać swoich fanów. Oto 10 powodów, dla których ``God of War`` jest dla mnie grą roku 2018.
#1. Skomplikowana relacja ojca z synem
Po tym, jak Olimp upadł grecki Bóg Wojny wyruszył do zupełnie obcej mu krainy, gdzie poznał ludzką kobietę i spłodził z nią syna. Mijały lata i zaszyty w lesie z rodziną Kratos wiódł najprawdopodobniej proste i relatywnie szczęśliwe życie, do momentu, kiedy jego wybranka zmarła śmiercią naturalną. W najnowszej części poznajemy Kratosa w chwili najgłębszego smutku, kiedy przygotowuje się do pogrzebu żony. Teraz na jego barkach ciąży obowiązek wychowywania syna. Syna, który nie znajduje w jego oczach aprobaty. Dlaczego? To nie jest dosłownie wyjaśnione, ale znając charakter spartańskiego wojownika można domyślić się, że próbował on wychowywać Atreusa w taki sam sposób, jak robiono to w jego ojczyźnie – wpajając surowe zasady, ucząc walki i posłuszeństwa.
Od samego początku widać, jak chłopiec cierpi, a jednocześnie próbuje to ukryć, by przekonać do siebie ojca. Stara się pokazać mu, że jest znacznie lepszy niż myśli, co często prowadzi do konfliktowych sytuacji. Widać, że Kratos jest dla niego niedoścignionym wzorem, ale nie zawsze zgadza się z jego zdaniem. Choć w grze kontrolujemy Boga Wojny to wielokrotnie bliższy będzie Wam właśnie Atreus. Te wszystkie chwile, kiedy Spartiata odburkuje młodemu, krzyczy na niego i sprowadza do parteru wywołują współczucie dla chłopaka, który nawet nie jest świadomy tego, że ma za ojca istotę, której nie sposób zaimponować.
Ten konflikt między milczącym olbrzymem, którego serce już dawno umarło, a pełnym ciekawości, wrażliwy chłopcem rozwija się w miarę upływu opowieści w sposób bardzo prawdziwy i naturalny, pomimo całej otoczki fantasy. „God of War” po raz pierwszy nie jest historią o zemście, a o próbie odbudowy więzów i dojrzewaniu mężczyzny na różnym stopniu emocjonalnym.
#2. Żywi bohaterowie
Umięśniony twardziel jest w tej części kimś znacznie bardziej skomplikowanym niż tylko gburowatym osiłkiem mającym w pogardzie całą ludzkość. Wielokrotnie zauważycie, jak walczy on z samym sobą – z jednej strony chce nauczyć syna bycia twardym, męskim, walecznym, pozbawionym uczuć, które dekoncentrują wojownika, ale z drugiej widać wyraźnie jak kocha chłopca, jak o niego dba i jak często wycofuje drobne gesty wyrażającego jego miłość. Te sceny są piękne, subtelne, ale w graczu wywołują dużo emocji. Aż się chce krzyczeć do ekranu „Przytul go wreszcie! Połóż mu tę cholerną dłoń na ramieniu. To jeszcze dziecko!”. Z czasem zacznie on doceniać Atreusa, ale nigdy nie będzie wylewny. Mimo to jego metamorfoza będzie wyraźna, choć nie tak istotna jak ewolucja syna.
Atreus nie wszystkim graczom przypadnie do gustu, bo jak przystało na nastolatka ma on swoje humory, zwłaszcza w końcowej części gry, kiedy jego światopogląd zmienia się o 180-stopni. Ale mimo wszystko ja go bardzo polubiłam za to, że wydawał się tak bardzo pełny życia, niczym Ellie z „The Last of Us” czy Clementine z „The Walking Dead„. Chłopiec uwielbia legendy, potrafi zachwycać się widokami, jest sprytny, sarkastyczny i co ważne z perspektywy samej mechaniki – naprawdę użyteczny.
W walce Atreus bardzo nam pomaga – samodzielnie walczy z wrogami na dystans, niekiedy blokuje ich ruchy, by Kratos mógł ich wykończyć, ostrzega przed atakiem, komentuje to co się dzieje w trakcie bitwy, a nawet używa kamieni wskrzeszenia, gdy omsknie nam się paluszek na padzie i bóg wojny straci całą energię. W trakcie wędrówki przydaje się również przy odczytywaniu run (ma smykałkę do nauki języków), wchodzeniu w miejsca niedostępne dla Kratosa i otwieraniu specjalnych skrzyń. Pod tym względem sprawia wrażenie bardziej inteligentnego niż Elisabeth z „BioShock: Infinite”.
Ale „God of War” to także świetnie rozrysowane postacie poboczne. Dam sobie rękę uciąć, że polubicie mocno braci krasnoludów, których relacja jest równie napięta co Kratosa z synem. Ich zabawne teksty wprowadzają humor w tej przejmującej historii, a charakterki mają doprawdy urocze. Równie ciekawą postacią jest Mimir, który od pewnego momentu gry podróżuje razem z bohaterami. Podobał mi się także główny antagonista, o którym z racji spoilerów nie zamierzam Wam niczego opowiadać. Zdecydowanie „God of War” ma jedne z najbardziej żywych i ciekawych postaci z jakimi się zetkniecie w grach.
#3. Nordycka mitologia
Z nieznanych mi przyczyn w polskich szkołach kompletnie pomijana jest bogata mitologia nordycka, która chociażby pod kątem terytorialnym jest nam bliższa niż wałkowana w kółko mitologia grecko-rzymska. W każdym razie, ja skandynawskie mity bardzo lubię i ogromnie ucieszyłam się na zmianę settingu w serii. Jedyne co mnie rozczarowało to brak większej obecności nordyckich bogów. O Odynie i Thorze tylko się tutaj wspomina, ale pojawi się przynajmniej jedna postać, którą powinniście kojarzyć przynajmniej z nazwy. Dla mnie miłym zaskoczeniem okazał się antagonista, którego historia w grze w dużej mierze pokrywa się z mitologicznym przekazem.
Bardzo wiele detali włożono w legendy, które bohaterowie przekazują sobie najczęściej ustnie. Mimir jest prawdziwą kopalnią wiedzy o życiu nordyckich bogów, zawiłościach związanych z wojną Asów z Wanami i każdym z sześciu światów, które przyjdzie nam odwiedzić w grze. Nawet jeśli informacje te są po części wymysłem artystów Santa Monica, to i tak cieszę się, że przedstawiono ważne dla tej mitologii sprawy.
#4. A droga wiedzie w przód i w przód, choć się zaczęła tuż za progiem…
Gdybym musiała opisać tę grę jednym słowem, nazwałabym ją „epicką”. Czeka Was tu ponad 50 godzin fantastycznych przygód, które ani przez moment nie sprawiają wrażenia zapychaczy. Naszym zadaniem jest dotarcie na szczyt najwyższej góry, by zgodnie z życzeniem żony Kratosa, rozsypać jej prochy na wietrze. Ta pozornie prosta droga okazuje się odyseją pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji, problemów, z którymi nie poradziliby sobie śmiertelnicy i potworów dybiących na życie. Twórcy przygotowali tu szereg atrakcji wzbogaconych niesamowitymi, filmowymi ujęciami – odwiedzimy Helheim, mroczną krainę umarłych, Niflheim, świat lodu i zimna, kolorowy Alfheim będący siedzibą elfów czy Jotunnheim słynący z olbrzymów. Nie przypominam sobie, bym ostatnio tak często zostawiała szczękę na podłodze. Nawet jeśli nie przepadacie za slasherami, dla samej fabuły i przygód warto sięgnąć po „God of War”.
#5. Przyjemne i widowiskowe walki
O samej walce najlepiej opowiedzą Wam twórcy. Ja od siebie mogę dodać, że dawno, naprawdę dawno, nie spotkałam się z tak dobrze zbalansowanym i przyjemnym systemem walki. Kratos może walczyć na dystans, rzucając toporem i w późniejszych etapach otrzymując dostęp do łańcuchów, ale olbrzym najlepiej radzi sobie oczywiście w zwarciu. Wyprowadzamy szybkie i lekkie ataki, bądź mocne lecz wolniejsze, używamy kombinacji ciosów, wspieramy się Atreusem, wykorzystujemy unikalne właściwości broni i run, bierzemy pod uwagę także żywioły (lód bije ogień i odwrotnie), robimy uniki, bronimy się tarczą i oczywiście ładujemy pasek szału spartiaty, którego aktywacja wywołuje sekwencje mocnych ciosów. Nie mogę też nie wspomnieć o przewspaniałych finiszerach, które cieszą oczy nie tylko na bossach, ale również na pomniejszych wrogach.
Na najwyższych poziomach trudności walka stanowi prawdziwe wyzwanie, na najłatwiejszym zaś w większości wymaga dobrej koordynacji ruchów. Wrogowie mogliby być bardziej zróżnicowani, jest ich zaledwie garstka, ale występują w kilku odmianach. Na największych śmiałków czekają potężni przeciwnicy – walkirie, które odblokowują się po zaliczeniu głównego wątku.