``Kanagawa`` jest ukłonem w stronę żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku mistrza japońskiego malarstwa i twórcy drzeworytów Hokusaia Katshushiki, który wywarł niemały wpływ na twórczość europejskich impresjonistów. W grze od wydawnictwa Portal i 2 Pionki wcielimy się w jego uczniów, którzy powalczą o miano najwybitniejszego następcy malarza.
Nawet jeśli o Hokusaiu nigdy nie słyszeliście to z pewnością choć raz natknęliście się na jego prace, zwłaszcza „Wielką falę w Kanagawie” -przepiękny drzeworyt w niebiesko-granatowych barwach. Bruno Cathala, francuski projektant, który ma na koncie m.in. „Abyss”, „Yamatai”, „Five Tribes” czy „Haru Ichiban” ponownie zainspirował się kulturą orientu. Przy tworzeniu „Kanagawy” pomagał mu Charles Chevallier, który uczestniczył też w innych projektach Cathali. Podobnie jak „Fuse”, „Kanagawę” zobaczyłam pierwszy raz na Pyrkonie 2017, gdzie przykuła moją uwagę przede wszystkim niesamowitą okładką z kwitnącą sakurą i jeleniem dumnie spoglądającym w stronę góry Fudżi oraz bambusową matą używaną zamiast tradycyjnej planszy – Japonia pełną gębą!
Choć orient jest chętnie wykorzystywanym motywem stylistycznym w grach planszowych tak temat malarstwa jest dość unikalny. To zaś sprawia, że „Kanagawa” pomimo połączenia znanych mechanik draftu (dociągania kart) i kolekcjonowania zestawów pachnie świeżością i potrafi do siebie przyciągnąć nawet osoby, które na co dzień niekoniecznie gustują w grach bez prądu, ale lubują się w sztuce.
Kanagawa – co w pudełku?
Pamiętam, że gdy zobaczyłam pierwszy raz „Kanagawę” na stoisku Portalu, to podeszłam i od razu dotknęłam maty. O kurcze, to prawdziwy bambus, nie żaden nadruk! Nie mam pojęcia czy pod względem ekonomicznym było to dla projektantów i wydawcy ciężkie wyzwanie, ale ten „detal” niesamowicie dodaje klimatu. Równie intrygująco wyglądają pędzle w buteleczkach oraz dwa pionki pierwszego gracza. Poza czterema kaflami początkowymi znajdziemy tu również 3 żetony burzy, 19 kolorowych kafli dyplomów oraz 72 kwadratowe karty Lekcji.
O kartach tych muszę Wam powiedzieć ciut więcej. Oczywistą sprawą jest, że wyglądają one przecudownie, jak namalowane akwarelami. Dzielą się one na cztery grupy: drzew, zwierząt, postaci i budynków. Każda karta podzielona jest na dwa obszary: 2/3 zajmuje obraz, który przyjdzie nam malować, a 1/3 fragment pracowni, który określi co w ogóle będziemy mogli stworzyć. Obracając kartę do góry nogami decydujemy zatem o roli, jaką karta odegra w grze. Niestety tak jak są one przepiękne, tak ich układanie na stole jest wielce niepraktyczne i nie chodzi tu bynajmniej o ich niewielki format, ale o grubość, która nie pozwala wygodnie ich podnosić. Kobiety z długimi paznokciami będą miały w tym przypadku nieco bardziej ułatwione zadanie, ale pozostali mogą się irytować, szczególnie, że pod koniec partii w wyniku poszerzania się pracowni karty mogą się rozsuwać.
Z jednej strony zatem wykonanie zachwyca oprawą stylistyczną, z drugiej zawodzi cienkimi kartami tudzież nie do końca przemyślaną mechaniką układania pędzli (o tym za moment).
Kanagawa – zasady gry
Celem gry jest zbudowanie obrazu, który zapewni nam największą liczbę punktów Harmonii. Te przyznawane są zaś za kilka rzeczy. Przede wszystkim za samo namalowanie jednej części obrazu, czyli wyłożenie karty Lekcji otrzymamy jeden punkt. Im dłuższy zatem zbudujemy obraz tym więcej punktów osiągniemy, choć limitem jest 11 kart – jeśli ktoś ułoży obraz złożony z tylu części gra się automatycznie kończy i przechodzi się do podliczania punktów.
Na obrazach znajdziemy cztery pory roku – warto układać je obok siebie, gdyż za najdłuższy ciąg jednakowej pory roku otrzymamy kolejne punkty. Na niektórych kartach widoczne są punkty harmonii ujemne lub dodatnie – je również uwzględnia się w podliczaniu. Sporą liczbę punktów możemy także uzyskać z dyplomów, które nagradzają nas za wykonanie określonego motywu (np. obrazu złożonego przynajmniej z czterech drzew lub 3 różnych budynków) lub za rozbudowywanie pracowni (np. jeśli mamy przynajmniej 3 pędzle lub 4 identyczne pejzaże). Co ciekawe jednak każdy z rodzajów dyplomu można zdobyć TYLKO RAZ. To oznacza, że jeśli skusimy się na dyplom za 2 różne postacie, to nie będziemy już mogli zdobyć dyplomu za 3 postacie, gdy później rozbudujemy obraz. Sprytne!
Malowanie nie jest jednak takie proste. Do wykonania obrazu potrzebne są dwa elementy – pejzaż, czyli karta Lekcji oraz pędzel „zamoczony” w konkretnej barwie. Karty, które posiadamy w pracowni (brązowy awers) mają zawsze jedną barwę pejzażu (choć jest w talii kilka bardziej rarytasowych oferujących cztery kolory w jednym). By móc dołożyć pejzaż do swojego obrazu musimy w danej turze mieć pędzel postawiony dokładnie na tym samym kolorze co pejzaż. W powyższym przykładzie kartę jelenia w jesiennej porze roku można namalować posiadając pędzel zanurzony w niebieskiej barwie.
Skąd bierzemy jednak karty? Z maty, czyli tzw. szkoły. W zależności od ilości graczy rozkładamy na macie w pierwszym rzędzie 2/3 lub 4 karty Lekcji. Karta, która wypada na polu czerwonym musi być zakryta, ale rewers karty podpowiada niejako jakiego obiektu możemy się pod nią spodziewać – choć nie wiemy oczywiście jakiego koloru będzie wymagał dany pejzaż.
Tura przebiega w następujący sposób. Gracz posiadający pionek wielkiego mistrza zabiera wybraną z maty kartę LUB pasuje i pozwala podjąć decyzję kolejnej osobie. Jeśli spasuje przynajmniej jeszcze jeden gracz, pod kartami, które pozostały na macie wykłada się kolejny rząd. Tym razem jeśli zdecydujemy się na wzięcie karty zabieramy całą KOLUMNĘ. Jeśli mamy chrapkę na jeszcze więcej kart możemy zaryzykować i ponownie spasować. W ten sposób, gdy sytuacja się powtórzy, uzupełniamy trzeci rząd i wówczas mamy okazję zgarnąć kolumnę złożoną już nie z dwóch, ale trzech kart.
Po zabraniu karty gracz musi zadecydować czy użyje jej w roli obrazu, czy w roli pracowni układając w stosownym miejscu na planszy. Co istotne raz ułożonej karty NIE WOLNO przekładać. Dodatkowo raz w trakcie rundy gracz może przesunąć jeden z pędzli na sąsiadujące pole w pracowni. Jeśli w pracowni będzie posiadał więcej ikonek ze strzałkami, to może przesunąć większą ilością pędzli lub jednym pędzlem o większą ilość pól.
Kanagawa – wrażenia z gry
Choć „Kanagawa” jak widzicie sami cechuje się dość prostymi zasadami to instrukcja dołączona do pudełka nie należy do najbardziej przejrzystych. Za dużo w niej językowych i wizualnych ozdobników, które wybijają początkującego z rytmu. Obrazkowe przykłady pod każdym akapitem sprawiają, że gdzieś ginie właściwa treść. Szkoda też, że nie dołączono choćby jednego kafelka „pomocy”, który leżąc na stole przypominałby każdemu, za co przyznawane są punkty w rozliczeniu końcowym. Ponieważ tego liczenia jest sporo dziwi mnie, że nikt nie wpadł na to, by dołączyć do pudełka notesik, który usprawniłby cały finał.
Gdybym „Kanagawę” miała określić jednym słowem powiedziałabym, że jest to bardzo „delikatna” gra. Delikatna, bo raz, że gracz cały czas czuje, że obcuje ze sztuką (brawa za to!), a dwa, że posiada bardzo łagodną negatywną interakcję. Wiąże się ona w zasadzie tylko z tym, że ktoś może przed nami podebrać nam kartę, na którą polujemy lub dyplom. W innych grach, np. „Agricoli” takie podbieranie pól czy kart powoduje okropną frustrację, a tutaj takiego uczucia zupełnie nie ma. Najwyraźniej twórcy świadomie bądź nie wprowadzają graczy w stan zen swoją mechaniką i oprawą wizualną.
Irytować może tu niestety, tak jak wspomniałam na początku, podnoszenie kart, a następnie układanie je częściowo pod pozostałymi. W efekcie stojące na kartach pracowni pędzle zostają za każdym razem przewrócone. Wyobraźcie sobie mężczyzn posiadających pokaźnych rozmiarów dłonie, którzy przez 3 minuty próbują podnieść kartę, a następnie męczą się, by włożyć ją pod spód całego rzędu. Ten problem rozwiązaliśmy po części układając pędzle na stole, tuż poniżej kart, ale jak można było przegapić w fazie testów tak poważny błąd decydujący o komforcie zabawy?
„Kanagawa” jest spokojną, leniwie rozgrywającą się produkcją, która najciekawiej wypada przy trzech i czterech graczach. Najciekawiej bo i ryzyko jest wówczas największe. W parze gra przypomina nieco układanie pasjansa. Z naszych doświadczeń wynika, że to nie jest pozycja uniwersalna, tzn. nie każdemu przypadnie do gustu. Niektórzy będą ziewać przez całą grę, niektórzy podziękują po pierwszej partii i nie będą chcieli do niej wracać. Dla nas „Kanagawa” okazała się relaksująca, ale nic poza tym. Nie wpadliśmy w szczególny zachwyt, bo chyba zabrakło nam większych emocji i bardziej rozbudowanej mechaniki. Nadal chętnie w nią gramy (ba, użyliśmy jej nawet w tegorocznym wyzwaniu 10×10), ale raczej w charakterze przystawki niż dania głównego.
Kanagawa - Ocena końcowa
-
8/10
-
8/10
-
5/10
-
7/10
-
8/10
Kanagawa - Podsumowanie
Jeśli fascynują Was orientalne klimaty i szukacie łatwej do opanowania, a zarazem przyjemnej i relaksującej gry, to „Kanagawa” będzie świetnym wyborem, zwłaszcza w rozgrywce 3 lub 4-osobowej. Ma ona kilka niedostatków, które można by było poprawić w kolejnym wydaniu, ale nie dla każdego będą one istotne. Warto dodać, że w internetowych sklepach chodzi już ona po całkiem przystępnej cenie.
User Review
( votes)Sprawdź także inne gry wydawnictwa Portal Games:
Sprawdź polecane przez nas gry familijne z mechaniką kolekcjonowania kart:
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Portal Games