Klepsydra przesypuje piasek w zawrotnym tempie, myśli zagłusza Ci skrzypienie ołówka przeciwników, a Ty wciąż wpatrujesz się w obrazek i za diabła nie możesz znaleźć ani jednego przedmiotu na literę ``K``. - Jak tam Ci idzie? Ja mam już osiem! - woła Twój odwieczny rywal, a Ty czujesz się jak najmniej bystra osoba w całym wszechświecie.
Tak pokrótce można opisać wrażenia z gry w „Kaleidos”, gry z 1994 roku, która właśnie doczekała się odświeżonej wersji nakładem wydawnictwa Fabryka Kart Trefl-Kraków. Oczywiście nie bójcie się – tytuł jest ze wszech miar przyjemną produkcją familijną, ale kładzie ona spory nacisk na rywalizację. Dla mnie bomba, choć i ja przeżyłam tu katusze wspomniane w nagłówku ;-).
Kaleidos – co w pudełku?
Surrealistyczna okładka pudełka pięknie pasuje do tematyki gry – hipnotyzujących, pełnych detali obrazów, które na szczęście nie są tak abstrakcyjne jak w okienku kalejdoskopu. Najważniejszymi elementami jest tutaj 20 dużych, dwustronnych plansz wypełnionych ilustracjami Eleny Prette. Każda z nich wiąże się z określoną scenografią – mamy zatem dżunglę, wnętrze statku kosmicznego, garaż, zbiór muzealnych wykopalisk, pokój pełen bibelotów, czy kolorowy festiwal. Absolutnie wszystkie obrazy są absorbujące i wręcz potrafią przytłoczyć ilością drobiazgów i wkomponowaniem ich w kadr. Mi osobiście przypominają one sceny z szukaniem obiektów w grach HOPA.
Bardzo miłym dodatkiem są również tekturowe, składane „sztalugi”, na których to gracze układają swoje obrazy. Dzięki temu, że ilustracje nie leżą płasko na stole, rozgrywka nie zajmuje dużo miejsca, a i całość wygląda na pewno bardziej klimatycznie. W zestawie znajdziemy także gruby notesik do zapisywania słów, cztery ołówki, klepsydrę oraz talię kart z literami polskiego alfabetu. Wszystko jest schludne i od razu zachęca do zabawy. Z ciekawości sprawdziłam jak wyglądała pierwotna edycja „Kaleidos” i śmiem twierdzić, że nowsza ma znacznie ciekawsze ilustracje – jest na nich po prostu co najmniej dwa razy tyle obiektów.
Kaleidos – zasady gry
Przed rozpoczęciem gry każdy otrzymuje swoją sztalugę, kartkę papieru i ołówek. Następnie wszyscy układają na sztaludze obrazek z numerem 1. Pierwsza osoba tasuje talię kart i odwraca jedną z nich obrazkiem do góry, przekręcając równocześnie klepsydrę. Od tego momentu wszyscy gracze notują na swoich karteczkach jak najwięcej obiektów, które znajdują się na ilustracji i zaczynają na wskazaną przez kartę literę.
Gra podchodzi przy tym dość luźno do tematu. Jeżeli widzimy na obrazku tkaninę, możemy nazwać ją materiałem, atłasem, jedwabiem, bawełną itp. Możemy posługiwać się markami, modelami, synonimami, w zasadzie wszystkim co przyjdzie nam do głowy. Ewentualne nieścisłości mogą zakwestionować po prostu inni gracze przy punktowaniu.
Gdy piasek w klepsydrze się przesypie ołówki odkładane są na bok i każdy odczytuje zapisane słowa. Za każde, które nie powtórzyło się u innych otrzymuje 3 punkty, a za te, na które wpadli pozostali gracze po 1 punkcie. Nową rundę rozpoczyna się od umieszczenia na sztaludze kolejnej ilustracji. Cała zabawa trwa 10 rund – tyle, ile jest obrazków. Przy każdej ilustracji ciągnie się oczywiście nową literę. Wygrywa gracz z największą liczbą punktów.
Kaleidos – wrażenia z gry
Już po pierwszej partii wiedzieliśmy, że wyzwanie, które stawiają przed graczami twórcy wcale nie jest łatwe. Plansze zaprojektowane są tak, by oglądający je dostawał istnego oczopląsu. W takim natłoku elementów umysł płata figle i trudno skoncentrować się na poszukiwaniach przedmiotu na daną literę. Widzi się tutaj wszystko i zarazem nic. Oczywiście wszystko zależy od litery i zmysłu obserwacji – niekiedy w ciągu minuty uda się zauważyć nawet pięć przedmiotów (mój rekord to siedem!), a kiedy indziej nie dostrzeże się nawet jednego. Sprawdzając nasze notatki statystycznie można przyjąć, że trzy przedmioty na ilustrację to dobra norma.
W fazie punktowania zaskakują pomysły innych graczy. Nagle wychodzi na jaw, że przegapiłeś wielkiego nosorożca, filiżankę na pierwszym planie czy Ziemię widoczną z kosmosu. W naszym przypadku rzadko dochodziło do powtórzonych słów, co pięknie podkreśla, że każda osoba dostrzega odmienne przedmioty lub przynajmniej stosuje różnorodne nazewnictwo.
Ponieważ pojedynczą partię da się skończyć w 25 minut, a organizacja nowej rozgrywki wiąże się jedynie z przetasowaniem kart, od razu przechodzi się do rewanżu. Zdecydowanie nie powinniście bać się tutaj o regrywalność. Ta pozornie nieduża liczba obrazów na gracza (10 szt.) w połączeniu z literami alfabetu sprawia, że ciągle będziecie szukać tutaj innych rzeczy. I przy kolejnych grach wcale nie jest łatwiej.
W zabawie z najmłodszymi można zmienić regułę i jeżeli jedna minuta to za krótki czas, to można po prostu dwukrotnie przewracać klepsydrę. Jedyny minus takiej formy odmierzania końca partii jest to, że niekiedy przegapia się moment przesypiania piasku, ponieważ każdy gracz wpatruje się intensywnie we własną planszę. Myślę, że lepszym pomysłem byłaby tu jakaś sygnalizacja dźwiękowa np. prosty minutnik.
W „Kaleidos” zagramy też z powodzeniem w większym gronie. Chociaż sztalugi są cztery to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by rozdać dodatkowym uczestnikom karteczki i wpatrywać się w kilka osób w jeden obraz. Sami twórcy proponują też wariant drużynowy, w której wspólnie wyszukuje się obiektów. My bawiliśmy się przy tym tytule doskonale – to jedna z najładniejszych gier słownych, z jakimi mieliśmy do czynienia. Rozwija spostrzegawczość i słownictwo, a przy tym nie brakuje w niej dużych emocji.
Gra powinna już trafić do sklepów w cenie 80-85 zł.
Kaleidos - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
7/10
-
9/10
-
8/10
Kaleidos - Podsumowanie
Przepięknie wydana gra słowna, która testuje spostrzegawczość i elokwencję graczy. „Kaleidos” ma szybkie tempo, obłędne ilustracje i bardzo wysoką regrywalność. Gorąco polecamy!
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz gry słowne
- nie masz nic przeciwko grze na czas
- lubisz rywalizować
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- masz problemy z koncentracją
- nie lubisz gier z ograniczeniem czasowym
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Fabryka Kart Trefl – Kraków