Przed Wami jedna z najciekawiej wyglądających gier planszowych 2018 roku. W ``Fotosyntezie`` gracze przeprowadzają swoje drzewa przez cały cykl życia - od nasionka, aż do wysokiego kolosa, który góruje nad resztą lasu.
Za oknem śnieg i wiatr, a ja z lubością wracam myślami do ciepłego lata, kiedy to oddawaliśmy się przyjemności grania w familijną strategię Hjalmara Hacha. Wielu graczy narzekało na „Fotosyntezę”, twierdząc, że poza oryginalnym wykonaniem, gra nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Że brak kart i urozmaiconych akcji wpływa negatywnie na regrywalność. Owszem, nie jest to tak pasjonująca i wymagająca kombinowania gra jak „Azul” czy „Sagrada”, i na pewno nie każdemu się spodoba. Ale jeżeli szukacie prostej do wytłumaczenia, spokojnej pozycji, która relaksuje i wprowadza do salonu leśny klimat, to zdecydowanie powinniście przyjrzeć się jej bliżej. Zwłaszcza, jeżeli stawiacie dopiero pierwsze kroki w planszówkowym świecie.
Fotosynteza – co w pudełku?
Na różnych targach obserwowałam osoby, które pierwszy raz spotykały się z „Fotosyntezą” i bez względu na wiek czy płeć, ich miny zawsze mówiły to samo „Ależ ta gra jest śliczna!”. Jestem pewna, że gdyby tę samą mechanikę wykorzystać z innym motywem (budowaniem wież, hodowaniem potworów itp.), nie ujmowała by ona aż tak bardzo. Za dopasowanie tematyki wzrostu roślin, uzależnionego od padającego na roślinę światła, do zasad gry należą się Hachowi duże brawa.
Każdy z graczy ma do dyspozycji 14 drzew w jednym kolorze, które występują w trzech rozmiarach: małym, średnim i największym, oraz planszetkę, która pełni rolę sklepu przechowującego dostępne w rundzie zasoby takie jak nasiona, drzewa i posiadane znaczniki światła. Służy ona również jako pomoc przypominająca podstawowe reguły gry.
Chociaż zamiast heksów znajdziemy koła na planszy, to jej obramowanie tworzy właśnie sześciokąt. Wszystko po to, by wygodniej przesuwało się znacznik słońca, który określał będzie kierunek padających na drzewa promieni. Jedyne do czego można się przyczepić, to wykonanie drzewek pod względem praktycznym. Jak widzicie na zdjęciach składają się one z dwóch części. Przy podnoszeniu drzew, mają one tendencje do rozłączania się. Należy zatem bardzo uważać i najlepiej chwytać je jak najbliżej podstawy, a nie za koronę. Szkoda, że nie postawiono na ciaśniejszą konstrukcję lub drewniane/plastikowe wykonanie.
Fotosynteza – zasady gry
Cała zabawa trwa trzy okrążenia słońca wokół planszy. W tym czasie gracze starają się zdobyć jak najwięcej punktów za ścinanie największych drzew swojego gatunku (im bliżej centrum planszy, tym takie drzewo przynosi więcej korzyści) oraz pozyskać jak najwięcej punktów światła (3 niewykorzystane punkty światła przynoszą na koniec po 1 punkcie zwycięstwa, aczkolwiek takie pojedyncze punkty mogą tutaj co najwyżej przesądzić o remisie).
Na początku gry każdy z graczy kolejno układa dwa najmniejsze drzewka na zewnętrznych polach planszy. Jedna tura składa się z dwóch faz. Pierwsza to faza fotosyntezy. Gracze otrzymają punkty światła za każde drzewo, które nie znajduje się w cieniu innego drzewa. Im drzewo jest wyższe tym więcej punktów światła można zgarnąć. Z cieniem związana jest prosta i logiczna zasada.
Należy wyobrazić sobie, że promienie słońca padają w linii prostej na planszę, oświetlając po drodze najbliższe im drzewa. Każde drzewo w zależności od swojego wzrostu rzuca cień na jedno, dwa lub trzy pola za nim w linii prostej, po przeciwnej stronie od żetonu słońca. Gdy w takim cieniu znajdzie się drzewo tego samego lub niższego wzrostu, nie otrzymuje ono punktów światła. Najwyższe z drzew rzuca cień na inne, ale samo nigdy nie znajduje się w cieniu, dzięki czemu zawsze otrzymuje po 3 punkty. Warto pamiętać, że cienie padają także na drzewa jednego gatunku (innymi słowy możemy sobie sami przeszkadzać).
W drugiej fazie każdy z graczy może wykonać tyle ruchów, za ile jest w stanie zapłacić punktami światła. Za punkty może:
- kupić nowe drzewa lub nasiona i umieścić je obok planszetki, skąd dopiero będą mogły być wyłożone na planszę lasu
- zasiać nasiona w odpowiedniej odległości od położonych już wcześniej drzew na planszy
- dokonać wzrostu drzew, czyli podmienić zasiane ziarno na małe drzewo / małe drzewo na średnie / średnie drzewo na duże
- ściąć duże drzewo i otrzymać punkty zwycięstwa ze stosu odpowiadającego polu, na którym dane drzewo stoi
Gdy każdy z graczy wykona już fazę cyklu życia, przechodzi się do nowej rundy. Przekazuje się znacznik pierwszego gracza pierwszej osobie, przesuwa żeton słońca na kolejne pole i rozpoczyna od fazy punktowania. Po trzech okrążeniach podlicza się punkty za ścięte drzewka i ewentualne remisy rozstrzyga niewykorzystanymi punktami światła.
Fotosynteza – wrażenia z gry
„Fotosynteza” nagradza osoby, które potrafią myśleć daleko do przodu. Zauważcie, że pierwsze punkty za ścinanie drzewek będą wchodzić dopiero po kilku kolejkach, często gracze decydują się je usunąć z planszy dopiero pod koniec. Do tego czasu panuje istna walka o leśną przestrzeń. Ale niestety, nie jest to strategia najwyższych lotów. Gracz, który pierwszy dorwie się do samego centrum, może okupować to miejsce do oporu, dzięki czemu tylko on otrzyma w ogóle jakieś punkty z puli najbardziej punktowanych żetonów (max 22 pkt). Pozostali muszą się sporo napocić, by móc z nim wówczas choćby zremisować. To naprawdę dziwne, że dopuszczono do takiej możliwości w mechanice, bo gdy ktoś odkryje już taką opcję (a naprawdę, nie jest to wcale takie trudne), będzie ją wykorzystywał za każdym razem.
Jedyną alternatywą wówczas jest gra agresywna, polegająca na układaniu drzew w taki sposób, by blokowały słońce i pozbawiały lidera punktów światła, za które mógłby sadzić kolejne sadzonki. Wbrew pozorom taki jest właśnie sens „Fotosyntezy”, by rozpychać się, blokować innych i obstawiać jak najlepsze pola. Strategia polegająca na „graniu z boczku”, czyli sadzeniu drzewek po jednej części planszy, bliżej kręgów zewnętrznych o niskich wartościach się tutaj zwyczajnie nie opłaca, choć początkowo może się wydawać, że jest inaczej. Bez negatywnej interakcji tutaj nie ujedziecie.
Mi to jednak nie całkiem przeszkadza, zwłaszcza, że grając z nowymi osobami, jest ciekawiej, należy najpierw poznać strategię przeciwnika. Potrafię czerpać przyjemność z długofalowego planowania, obliczaniu do przodu ile zgarnę punktów światła i na co je wydam. Często te plany się po drodze psują, a im bliżej końca tym naprawdę trzeba już umiejętnie liczyć, by nie zostać z ręką w nocniku (pamiętajcie, że w jednej turze jedno drzewo może urosnąć tylko o jeden poziom). Trochę nie do końca podchodzi mi konieczność kupowania drzewek z magazynu i przenoszenia ich najpierw do rezerwy, jakieś to nienaturalne. Światło to nie waluta, tylko energia i powinna być ona wykorzystywana po prostu do wzrostu, a nie kupowania większych rozmiarów drzewek i potem jeszcze raz płacenia za to, że stawia się je na planszy.
Możecie się śmiać, ale odczuwam też pewien dyskomfort związany ze…ścinaniem drzew. Zauważcie, że takie drzewka rozwijamy tutaj od nasionka, las pięknieje, plansza się wypełnia. Ale punkty zwycięstwa wchodzą za czyn, który pod kątem ekologicznym jest niechlubny. W „Klanach Kaledonii” jakoś nie bolało mnie zabijanie wyhodowanych zwierząt na mięso, ale z drzewami jest inaczej. Może dlatego, że tyle się trąbi o tym, że niszczymy planetę i otrzymywanie punktów za coś, co w prawdziwym życiu na to wpływa, wydaje się jakieś… niemoralne. To oczywiście bardzo subiektywne wrażenie, może nawet głupie, bo to wszakże jedynie gra planszowa…
Fakt jest jednak taki, że do „Fotosyntezy” moja rodzina niezbyt ochoczo już sięga. Po kilku partiach, gdy piękne drzewa się już opatrzyły, nikt nie garnie się do rozgrywki, bo odczuwa się… wtórność. Niby nie mamy problemu ani z dynamiką, bo ta jest naprawdę niezła, jak na pozycję, w której można wykonać kilka akcji jednocześnie (nikt tutaj nie ziewa, bo każdy analizuje swoje ruchy do przodu). Ale za każdym razem mamy wrażenie, że gra się tak samo. Może dobrym pomysłem byłyby karty wydarzeń losowych dociąganych co turę np. plaga korników obniżająca wzrost drzew, przymrozki usuwające zasadzone ziarna itp. Coś co pozwoliłoby nadgonić punktację graczom, którzy spóźnili się na samym wstępie z sadzeniem drzew w centrum.
Wciąż uważam, że jest to jedna z najbardziej oryginalnych pod kątem wykonania pozycji, ale jeżeli chodzi o mechanikę, mam do niej chłodniejszy stosunek. W kategorii gier logicznych, bo do takich ewidentnie należy „Fotosynteza” nie umywa się ani do „Azula” ani do „Sagrady”, bestsellerów ubiegłego roku, z uwagi na ów nieciekawy balans, który zaniża regrywalność (wiem, to dziwne, bo „Fotosynteza” jest najmniej losowa z nich wszystkich!). To raczej pozycja do wypróbowania w gronie początkujących graczy, sprawdzenia, czy odpowiada nam ów całkowite pozbawienie aspektu losowości (nie sądziłam, że będzie mnie to tak męczyć!).
Fotosynteza
-
9/10
-
5/10
-
6/10
-
6/10
-
8/10
Fotosynteza - Podsumowanie
Z jednej strony mamy do czynienia z grą, w której istotą jest planowanie, ale z drugiej ze względu na brak jakiegokolwiek elementu losowości, regrywalność „Fotosyntezy” spada. Ze stałą ekipą odczuwa się znużenie już po kilku partiach. Gra dość powoli się rozkręca – dopiero ostatnie minuty potrafią podnieść ciśnienie. Niezaprzeczalnie piękna, choć z lekką wadą (luźne, rozsypujące się pionki drzew).
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz proste, czysto mechaniczne gry
- lubisz negatywną interakcję
- stawiasz pierwsze kroki w grach planszowych
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz gier pozbawionych losowości
- lubujesz się w grach logicznych i zależy Ci na wysokiej regrywalności
- jesteś proekologiczny i wycinka drzew boli Twoją duszę ;-)
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu 2 Pionki